czwartek, 7 stycznia 2010

Jak to do zmiany statusu doszło

I już. Ochłonełam. Przyzwyczaiłam się do zmiany statusu z partnerki na narzeczoną.

Na widok pierścionka na palcu nadal się uśmiecham, ale to już podchodzi pod zboczenie jakie później wytłumaczę.

Teraz czas napisać słów kilka jak do tego doszło.

No i wspomnieć że domyślałam się że to już niedlugo.

I to od dawna.

Bo jak tu się nie domyślać, kiedy chłopisko raz że kazał sobie podać rozmiar palca, to raz, a dwa  od blisko 3 miesięcy powtarzał numerek 314, który okazał się numerem pierścionka.

Trochu spodziewająca się oświadczyn przeżyłam parę wypadów na miasto, parę wypitych win przy świecach i nic.

Myśl przemknęła że intuicja mi się zestarzała i źle myślę.

W ubiegły poniedziałek w końcu poszliśmy do kina na Avatara w 3D. Film niezapomniany, dodatkowe centymetry w biodrach po popcornie pewne. Po powrocie do domu jeszcze pogaduchy, potem doszliśmy do wniosku że ze mnie istna Navi jest ( kto oglądał Avatara ten wie) Trochę podocinałam mu że zanim kupi mi pierścionek to nasze dzieci zdążą założyć rodziny, potem jeszcze piwko, i drugie, tak więc poszliśmy późno spać.

Następnego dnia bladym świtem, to jest ok. 8, obudził mnie dźwięk gramolącego się z łóżka cielska. Znaczy się chłopisko wstawał, zapewne do laptopa. I z tą myślą ponownie zasnęłam.

Po jakimś czasie obudził mnie dobiegający z pokoju obok szelest.

I zanim się nie obejrzałam chłopisko wparował do pokoju z bukietem róż, padł na kolana przed łóżkiem, wyciągnął pierścionek i zadał TO pytanie.

A ja co?

A ja kurna w wielgaśnych, wypranych gaciach od piżamy, z podpuchniętymi oczami, włosami w stanie fatalnym, i zapewne nie za świeżym oddechem. Czyli zupełnie nie tak jak w bajkach.

I co?

I zaczęłam się śmiać…

Bo nigdy nie wpadłabym na to, że właśnie tak to będzie wyglądać.

Jakiś czas temu napisałam posta o oświadczynach:  http://nadnatek.blog.onet.pl/Przyznawac-sie-ale-juz,2,ID376999167,n, i każde z zaręczyn opisanych w komentarzach aż ociekało romantyzmem.



A moje chłopisko wiedziało że ja podejrzliwa jestem, i  że trza mnie zaskoczyć 

Udało mu się, nijak oświadczyn w takiej formie się nie spodziewałam.

I tak oto od 29 grudnia noszę na palcu ( i  staram się go nie zgubić jak moja siostra/nie poniszczyć) pierścionek zaręczynowy.

Jak się potem okazało pomysłów miał kilka.

Najpierw w 1 dzień świąt. Lampki na choince, świeczka na komodzie, tylko kwiatków mu zabrakło.

W 2 dzień świąt miało być na spacerze , a kwiatki miały być świeżo wyrwane z ziemi. Ale cóż, zamiast spaceru co innego wymyśliliśmy.

Wręczenie mi kwiatów okazało się sprawą wagi państwowej, tak więc w dniu oświadczyn chłopisko o 8 nad ranem do kwiaciarni poleciał…

Ja wiem, wiem może ciężko się to czytać.

Ale z drugiej strony to prawie pierwszy i może ostatni post o zaręczynach więc dajcie mi się nacieszyć.

I wyobraźcie sobie mnie z uśmiechem od ucha do ucha---widok rzadko spotykany.

I jeszcze na fali samozadowolenia i chwalenia się na całego:

Reakcja znajomej na widok pierścionka wedle której jakos tak zawsze miałam kompleksy: ale duży ! ( momentalnie urosłam 10 cm i schudłam 15 kg)

Koleżanek z pracy: to cyrkonia? Nie brylant. Bezcenne ;)
A mama stwierdziła że powinnam go w pudełku trzymac i zakładać tylko przy Rzeczonym.
Nic z tego. Se se se 



 Ja wiem ze teraz bezczelnie się chwalę, ale to jedna z nielicznych chwil w życiu, kiedy szczęście aż przerażająco wycieka ze mnie.

Każda ex świeżo upieczona narzeczona powinna mnie zrozumieć.

Po prostu się cieszę i już.
Pewnie zaraz wstyd mnie złapie póki chwalipiętę, więc póki co:

w tej glorii samozadowolenia i chwale zaręczyn kończę posta, cobym zbytnio nie poszalała z zadowoleniem








p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz