wtorek, 6 kwietnia 2010

Tatuńcio

·   

 Siłą, szantażem emocjonalnym i milionem telefonów zostaliśmy zmuszeni z Piotrem do odwiedzin u jego rodziny w święta.

Plany od dawna mieliśmy zgoła inne,  ale po tysięcznym telefonie od jego taty musieliśmy ulec.

Żeby zminimalizować straty pojechaliśmy w piątek po mojej pracy, to jest po 18, i już po 5 godzinach osiągnęliśmy cel oddalony o 300 km.

W ramach umilania jazdy w samochodzie czekał na mnie obiadek, kawa w kubku niekapku i wygodne buty na zmianę.

Przyjechaliśmy, wypiliśmy po piwie i gruchneliśmy spać jak nieżywi, w mieszkaniu po babci.


W sobotę o 7 rano obudził nas telefon.

Dzwonił, co za niespodzianka tatuńcio*, z pytaniem gdzie jesteśmy

(*tatuńcio- określenie na przyszłego teścia wyrażające niechęć i pogardę piszącej wobec jego narzekania, mękolenia, przekonania o swej wielkości i nieomylności. W żadnym przypadku nie powinno zostać odebrane pieszczotliwie)


Tatuńcio usłyszawszy że nie, jeszcze się nie zbieramy do nich, z jękiem narzekania odłożył słuchawkę.

Nie na długo.

Niecałe pół godziny później zadzwonił polecić, że jak będziemy do nich jechać to mamy zadzwonić to nam bramę otworzy.

I do godziny 9-ej dzwonił jeszcze dwa razy…

Nasze pojawienie się zostało skwitowane kwaśnym: no w końcu.


A potem się zaczęło.

Czemu na tak krótko przyjechaliśmy ( hmm, może dlatego że Piotr miał tylko tydzień urlopu?)


Czy na pewno nie możemy zostać do niedzieli ( nie nie możemy, bo primo w poniedziałek Pio musi wracać do Hamburga, bo drugie primo niedzielę chcemy spędzić w Krakowie, bo trzecie primo po prostu nie)


Czy na pewno musimy wyjechać przed 17? ( tak, bo miło by było dojechać do domu przed ciemną nocą ,i pomóc mojej mamie w przygotowaniach)


A czemu jak ma aż tydzień urlopu , to na cały nie przyjechał do domu ( i tu odpowiedź genialna mego chłopa: mój dom teraz tam gdzie Natalka( znaczy się ja:D))


 Kiedy przyjedziemy wspólnie na tydzień co najmniej ( wtedy gdy wygrana w totolotka pozwoli nam nie pracować, a wypite piwa zniwelują gadanie tatuńcia)



Potem nastąpiło maglowanie na temat ślubu:

Czemu nie u nich  ( bo tak chcemy)

Czemu bez wielgaśnego wesela ( bo tak chcemy)

Oni już nas namówią na jedyne słuszne wyjście to jest kościelny z weselem w remizie najlepiej bo jak nie teraz to już nigdy nie, i w ogóle to tak będzie lepiej ( dziękuję, tak nie chcemy)

No, to bez wesela, ale sam kościelny, a potem jakiś obiadek z tańcami ( nie dziękujemy, kościelnego i tańców nie chcemy)

Ale tatuńcio chce zatańczyć na naszym weselu i nic go nie przekona żeby nie ( nie dziękujemy, taki myk to na weselu młodszego syna już w październiku można)


A właściwie to czemu nie chcecie wesela, Michałek z Arletką przecież robią! ( bo wizja zaproszenia jak w ich przypadku ponad setki gości, zabaw weselnych, i poprawin nie tylko nie nęci nas, ale wręcz odpycha)


Kiedy przywiozę do nich swoich rodziców, żeby mogli się poznać i zaplanować ślub( na poznanie się jeszcze jest czas, a ślubu nie mają co planować, bo to należy do nas a nie do nich)


Co moja mama na nasze plany?! ( nie torpeduje ,nie załamuje rąk, tylko się cieszy naszym własnym planowaniem)

W takim razie, jak my tacy to w pobliskim domu weselnym urządzą nam wesele dla tamtejszej rodziny z tańcami, wódeczką i wodzirejem, co by rodzinie przykro nie było ( bo naszym, oby odległym trupie)


Bo my głupi jesteśmy, nie wiemy co dla nas dobre ( oj wiemy wiemy nawet co niedobre jest i tego uniknąć chcemy)


A my to w ogóle jacyś tacy zabiegani jesteśmy, ustatkowac się trzeba, ja szybko męża, dzieci i w domu siedzieć a nie pracować ( bez komentarza)


I jedno z moich ulubionych: skoro chłopisko przyjeżdża pod koniec kwietnia na weekend, na ślub mojego brata, to przecież znajdzie czas aby pojechać choć na chwilę do tatuńcia! ( tak, na pewno wciśnie w napięty plan weekendu przejechanie 600 km, i mile spędzony czas z tatuńciem)


I tak oto słodko było do soboty, godziny 17-ej , kiedy z westchnieniem ulgi udaliśmy się do domu.

Zaraz się rozlegnie: nadnatku zrozum, że tatuńcio syna stęskniony, nie darz go taką antypatią, on tylko dobrze dla was chce.

Rozumie że stęskniony, ma niechęć  głębsza jest. Tak samo jak chłopa mego.

Więc póki co, postawmy na nim krzyżyk i do kolejnej wizyty nie wspominajmy









sobota, 13 lutego 2010

Wiadomości lokalne

Jak donoszą nasi  reporterzy, nadnatkowy Rzeczony powoli zbliża się w stronę miasta, po dłuższym pobycie na delegacji.
Nasi specjaliści obliczyli, iż utrzymując obecną prędkość powinien osiagnąć cel w ciągu godziny.
Okoliczni mieszkańcy powoli ustawiają się wzdłuż trasy przejazdu, rozwijają powitalne transparenty, wyciagają składane krzesełka.
Jak udało się dowiedzieć naszemu specjalnemu wysłannikowi, na godzinę 9 -tą mają zaplanowane chóralne skandowanie słów powitalnych, oraz występy dziecięcego tańca ludowego.
Ponad to, w kulminacyjnym momencie przejazdu, z dachu zostanie spuszczonych 5 ton śniegu, ktore okoliczni mieszkańcy od tygodni skrzętnie gromadzili.
W klatce schodowej trwają ostatnie przygotowania.

Komitet sąsiedzki powoli kończy ozdabianie poręczy kwiatami, a z piekarników powoli wychodzą juz ostatnie powitalne wypieki.

Nad osiedlem krąży coraz wiecej helikopterów innych stacji TV, chcących nakręcić newsa z tego wydarzenia.

Bo tak proszę Państwa, takiego wydarzenia i poruszenia dawno w grodzie Kraka nie było.

Będzię się działo mili Państwo oj będzię!

poniedziałek, 8 lutego 2010

Babski kierat

Coś o pracy dziś będzie.

W obecnej jestem dokładnie od 21 września.

Zaczęło się 2 miesięcznym szkoleniem, skończyło otwarciem nowego oddziału.

A w nim poza kierowniczką, i jej zastępcą wszyscy zaczynają z 1 poziomu.

Wszyscy po tym samym szkoleniu, z tą samą pensją.

A w oddziale na 16 bab przypada 2 mężczyzn.

Jako że są w mniejszości hołubi się ich niesłychanie, a to herbatkę zrobi, a to podocina zajadle.

A gdy mężczyzn naszych wspaniałych nie ma na horyzoncie baby zaczynają się kłócić.

Jest to nieuniknione.

W takim natężeniu kobiet, zawsze któraś jest tuż przed okresem, zawsze którejś fryzura nie wyszła, zawsze któraś zła bo głodna, bo na diecie.

I zawsze na bieżąco tworzy się Grupa Wsparcia Dla Frustrującej Diety, czy też Grupa Wsparcia Utworzona Przy Złej Fryzurze.


Adekwatnie do tego powstają Grupy Docinających Złym Fryzurą, Grupy Kuszące Osoby Na Diecie Do Jej Przestania, czy też Grupy Zawiści Wobec Nowej Sukienki.


W babskim kieracie każda inna. Pod względem wieku różnica pomiędzy najmlodszą a najstarszą to przeszło 23 lata.

Statusowo? Od panien ,poprzez młode mężatki, po stare, starsze ,najstarsze mężatki, aż do rozwódek.

Humorzasta każda z nas, często więc dzień mija pod tytułem Fucenie Na Innych Koleżanki XYZ.

Albo: Głupawka Koleżanki ABCD  W Natarciu.


Czasem chce nam się pracować, czasem nie. Wtedy albo powstaje grupa Yes! We Can Do It!, albo Byle By Dotrwać Do Końca…

Nudno nie jest.

Przewidywalnie też nie.

Jak to mówią, jeśli estrogen cię nie zabije, to cię wzmocni



czwartek, 7 stycznia 2010

Jak to do zmiany statusu doszło

I już. Ochłonełam. Przyzwyczaiłam się do zmiany statusu z partnerki na narzeczoną.

Na widok pierścionka na palcu nadal się uśmiecham, ale to już podchodzi pod zboczenie jakie później wytłumaczę.

Teraz czas napisać słów kilka jak do tego doszło.

No i wspomnieć że domyślałam się że to już niedlugo.

I to od dawna.

Bo jak tu się nie domyślać, kiedy chłopisko raz że kazał sobie podać rozmiar palca, to raz, a dwa  od blisko 3 miesięcy powtarzał numerek 314, który okazał się numerem pierścionka.

Trochu spodziewająca się oświadczyn przeżyłam parę wypadów na miasto, parę wypitych win przy świecach i nic.

Myśl przemknęła że intuicja mi się zestarzała i źle myślę.

W ubiegły poniedziałek w końcu poszliśmy do kina na Avatara w 3D. Film niezapomniany, dodatkowe centymetry w biodrach po popcornie pewne. Po powrocie do domu jeszcze pogaduchy, potem doszliśmy do wniosku że ze mnie istna Navi jest ( kto oglądał Avatara ten wie) Trochę podocinałam mu że zanim kupi mi pierścionek to nasze dzieci zdążą założyć rodziny, potem jeszcze piwko, i drugie, tak więc poszliśmy późno spać.

Następnego dnia bladym świtem, to jest ok. 8, obudził mnie dźwięk gramolącego się z łóżka cielska. Znaczy się chłopisko wstawał, zapewne do laptopa. I z tą myślą ponownie zasnęłam.

Po jakimś czasie obudził mnie dobiegający z pokoju obok szelest.

I zanim się nie obejrzałam chłopisko wparował do pokoju z bukietem róż, padł na kolana przed łóżkiem, wyciągnął pierścionek i zadał TO pytanie.

A ja co?

A ja kurna w wielgaśnych, wypranych gaciach od piżamy, z podpuchniętymi oczami, włosami w stanie fatalnym, i zapewne nie za świeżym oddechem. Czyli zupełnie nie tak jak w bajkach.

I co?

I zaczęłam się śmiać…

Bo nigdy nie wpadłabym na to, że właśnie tak to będzie wyglądać.

Jakiś czas temu napisałam posta o oświadczynach:  http://nadnatek.blog.onet.pl/Przyznawac-sie-ale-juz,2,ID376999167,n, i każde z zaręczyn opisanych w komentarzach aż ociekało romantyzmem.



A moje chłopisko wiedziało że ja podejrzliwa jestem, i  że trza mnie zaskoczyć 

Udało mu się, nijak oświadczyn w takiej formie się nie spodziewałam.

I tak oto od 29 grudnia noszę na palcu ( i  staram się go nie zgubić jak moja siostra/nie poniszczyć) pierścionek zaręczynowy.

Jak się potem okazało pomysłów miał kilka.

Najpierw w 1 dzień świąt. Lampki na choince, świeczka na komodzie, tylko kwiatków mu zabrakło.

W 2 dzień świąt miało być na spacerze , a kwiatki miały być świeżo wyrwane z ziemi. Ale cóż, zamiast spaceru co innego wymyśliliśmy.

Wręczenie mi kwiatów okazało się sprawą wagi państwowej, tak więc w dniu oświadczyn chłopisko o 8 nad ranem do kwiaciarni poleciał…

Ja wiem, wiem może ciężko się to czytać.

Ale z drugiej strony to prawie pierwszy i może ostatni post o zaręczynach więc dajcie mi się nacieszyć.

I wyobraźcie sobie mnie z uśmiechem od ucha do ucha---widok rzadko spotykany.

I jeszcze na fali samozadowolenia i chwalenia się na całego:

Reakcja znajomej na widok pierścionka wedle której jakos tak zawsze miałam kompleksy: ale duży ! ( momentalnie urosłam 10 cm i schudłam 15 kg)

Koleżanek z pracy: to cyrkonia? Nie brylant. Bezcenne ;)
A mama stwierdziła że powinnam go w pudełku trzymac i zakładać tylko przy Rzeczonym.
Nic z tego. Se se se 



 Ja wiem ze teraz bezczelnie się chwalę, ale to jedna z nielicznych chwil w życiu, kiedy szczęście aż przerażająco wycieka ze mnie.

Każda ex świeżo upieczona narzeczona powinna mnie zrozumieć.

Po prostu się cieszę i już.
Pewnie zaraz wstyd mnie złapie póki chwalipiętę, więc póki co:

w tej glorii samozadowolenia i chwale zaręczyn kończę posta, cobym zbytnio nie poszalała z zadowoleniem








p

sobota, 2 stycznia 2010

Nowinkowo-noworocznie

No więc tak. Od czego by tu zacząć?
Tradycyjnie od listy postanowień, czy może od nowości?
DYlemat co nie miara, bo jak wiadomo w nowy rok z nowymi postanowieniami.
A że od nowości zaraz mnie rozsadzi, więc zaczynam od nich

Oficjalnie i z przytupem od 29 grudnia nie zwę swego chłopa-chłopie, lecz bardziej oficjalnie: ej ty narzeczony.
Po ponad 4 latach chłopisko uzbierało na brylancika, zakupiło, i w pozycji klęczącej wręczyło.
W drobny mak rozwiala się wizja oświadczyn przy muzyce skrzypcowej, płatkach róż spadających z sufitu,
i stadzie bialych gołębi.
Zamiast tego byłam jakże zaspana ja w piżamie, z włosami kazdy w inną stronę,
i klęczący wśród brudnych ubrań z dnia poprzedniego chłop. Znaczy się już naRzeczony.

Ładniej i składniej o tym napisze kiedy indziej, znaczy się jak mi juz glupawka zaręczynowa przejdzie :)
Póki co,za składnie opisać powyższych wydarzeń nie umię.

-------------------------------------------------------------------


A co do postanowien noworocznych, oto te z zeszłego roku:

1.Nie szastać pieniędzmi. I te kiedyś wydawane na papierosy odkładać na szczytny cel ,nie tylko mieszkaniowy.(srutututu, odkładanie poniosło porażkę na całej lini)


2.Nie żyć tylko o chlebie i wodzie, ale odżywiać się tak żeby za rok było mnie min. 5 kg mniej( miało być mniej, a wyszło więcej, jak zawsze na opak)


3.Znaleźć czas na więcej ruchu i wciągnąć w to też Piotra. Co by jakiejś kondycji się nabawić.(jak łatwo się domyślić-nic z tego)


4.Znaleźć pracę z której będę miała nie tylko wypłatę ale i satysfakcję.( no, chociaż tu coś się spełniło-kokosów nie zarabiam, ale póki co, siłą do pracy nie trzeba mnie wypychać)


5.Nie odkładać w nieskończoność wizyt u lekarzy, tylko przebadać sie we wszystkie strony i naprawić.
( jest jeszcze opcja nr.6: wygrać kumulację w totku, tu siam i owam coś odessać podessać, podciągnąć, naciągnąć,przyklepać i też będzie piknie!)( z  powodu braku wygranej w toto lotka-nic z tego się nie udało)

Nowe postanowienia? Hmmmm

1. Jednak trochu schuść, 5 kg brzmi kusząco, a 10 wspaniale.
2.Odłożyć co nieco pieniędzy na wiadomy cel-mieszkaniowy
3.Tak natłuc Rzeczonemu do głowy , co by mu tych niemiec raz na zawsze się odechciało.
4. Mniej marudzić, mniej narzekać.
5.Tak natłuc Rzeczonemu do głowy, żeby zaraz się zabrał za produkcję małych nadnatków.

I tyle.
Co z tego sie spełni, zobaczymy za rok .:)