piątek, 27 maja 2011

Wyszłam za mąż i wróciłam


Melduje że jestem.
Po 4 tygodniach ale jestem.
Jestem i nie za bardzo wiem od czego zacząć opowieść.
Zamiast szczegółowo wszystko opisywać, oto subiektywny przegląd najlepiej zapamiętanych wydarzeń z dnia ślubu:

U fryzjera, nadeszła wielkopomna chwila, włosy wreszcie jako tako wyglądają, czas przypiąć welon.
Fryzjerka już się przymierza, i nagle słychać wielki PRYCH. Klientka siedząca obok: no ale przecież nie tak!
On przecież potem opadnie o 7 cm! Zadziwiona fryzjerka: 7? Ale jak 7?
No przecież zawsze opada o 7!!

Pomiędzy fryzjerem a kosmetyczką, ja już uczesana, w welonie wchodzę do pobliskiego sklepu  po pepsi. Na co inna klientka, lat na oko 80: ooo, jak ładnie się Pani uczesała. Na co przyszła panna młoda: e tam, ja tak zawsze  przed wyjściem do sklepu. W tle chichot ekspedientki.

Błogosławieństwo: kojarzycie film „Kogel mogel” i scenę: oj córciu córciu, ty już niedługo panienką nie będziesz, tobie za mąż iść trzeba? No właśnie…

Tuż przed wyjściem z domu, my na balkonie: no choć pomachamy do tłumów jak na prawdziwych Brytyjczyków przystało ( aluzja do ślubu dzień wcześniej)

Pogoda: cały dzień piękna pogoda, ciepło, wchodzimy do katedry, i w tym momencie zaczyna się burza. Gruchneło raz, gruchnęło dwa, i komentarz przyszłego pana młodego: trza było się mocniej przyłożyć do spowiedzi, ktoś się wkurzył.

Już po zaślubinach, goście skuleni odbiegli pod parasolami ,my czekamy na parasol model XL. Parasol w końcu znaleziony, ja kieckę w recę, i szyyyyyybko przez dziedziniec. Nagle słychać okrzyki: brawa dla państwa młodych za samozaparcie, brawo! I brawa od schowanych pod kolumnami turystów. Ja ukłon, turyści klaszczą, i biegiem do auta ;)

Miejsce wesela, rzut kieliszkami za siebie na szczęście, mój o włos mija Piotra, jego komentarz: szybko chcesz się mnie pozbyć oj szybko.

Pierwszy taniec: nie ćwiczony, do piosenki  Can't Take My Eyes off You - Frankie Valli and The 4 Seasons  http://www.youtube.com/watch?v=NGFToiLtXro. Pełen spontan, a na każdym zdjęciu z niego uśmiech a la banan.

Podczas wesela: Natalia mąż cię woła! Kto?? O cholera, no przecież…

Żegnając gości: moje pierwsze wesele na opak. Na opak? Jak to ciociu? Bo zawsze na wesele to się szło z kwiatami, a nie wychodziło z doniczkami! ( zamiast kwiatów chcieliśmy wina i książki, a wychodząc każdy z gości dostawał wiosenne kwiaty w doniczkach które służyły za dekorację )

Poranek po ślubie, po niecałych 2 godzinach snu, budzi mnie chór prawie że anielski. Myśl czy to tak ma być?! I druga, mniej zaspana: Natalia tępoto, to śpiewy z beatyfikacji, a nie na waszą cześć!
I tak bym dłuuugo mogła pisać.
Ale co by Was głowa od mego plecenia nie rozbolała,kończę.
Ale spokojnie , spokojnie do tematu pewnie jeszcze nie raz wrócę :)