niedziela, 28 października 2012

Born in PRL

Na targach książki nie mogłam się oprzeć, i jedną z pozycji która kupiłam było : „ Nasz mały PRL, Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem” . O czym to ? Za opisem ze strony wydawnictwa a o tym :
” Kolejki po girlandy papieru toaletowego, „Brutal” obok „PaniWalewskiej”, rodzinna podróż maluchem do Bułgarii. Czasy, w których panie nosiły trwałą, a panowie „męski zwis”, dobrze znamy z filmów Barei albo przeżyliśmy na własnej skórze... Ale warto spojrzeć na nie w zupełnie inny sposób.

 Dwójka dziennikarzy,Iza i Witek, postanowili na pół roku przenieść się do rzeczywistości przełomu lat 1981/1982. Zamieszkali w bloku z wielkiej płyty, zrezygnowali z Internetu i komórek, a po Warszawie jeździli fiatem 126p. Dziecku wręczyli zabawki pamiętające czasy Jaruzelskiego, a w ich kuchni zagościły dania polecane przez kultową „Przyjaciółkę”.

 Po co to wszystko?Autorzy sprawdzili czym różni się współczesne życie od tego sprzed trzech dekad. Zabrali nas w sentymentalną podróż, przyjrzeli się absurdom PRL-u, ale przede wszystkim szukali odpowiedzi na pytanie, czy dziś żyje się nam lepiej.

Dlaczego ta książka tak mnie zachwyciła?
Chyba dlatego że ja z PRL-u jestem.
Urodzona na początku lat 80-tych miałam okazję obżerać się wafelkami Kukuryku, kolekcjonować historyjki z gumy Donald, i grać w nieśmiertelne Pchełki.
Razem z koleżankami na trzepaku wyżerałyśmy palcami wspólną oranżadę w proszku w między czasie robiąc na ziemi „okienka”.

Do szkoły chodziłam w jakże uroczym chałacie,  codziennie piłam tam szklankę przydziałowego mleka,  pierwsze litery gryzmoliłam wiecznym piórem Ruch i Inco, a wycinanki robiłam z zeszytu papierów kolorowanych
Pamiętam tatę z kolegami w jakże uroczych tureckich sweterkach, i nas wszystkich w ortalionowych, pstrokatych dresach na jakiś wczasach.

W łazience stał proszek Ixi, Pollena 2000  i opakowanie płatków mydlanych które z uporem maniaka jak mama nie patrzyła, kruszyliśmy po całej łazience.
Marzyłam i w końcu dostałam własne pepegi, a w szafie na zimę czekały relaxy.
Powiewem wielkiego świata były wyprawy do Pewexu, a także wysyłane przez babcię z USA paczki ze słodyczami.
Pamiętam zakaz ich wynoszeniaz domu. Tak więc M&M-sy ( żółte!) żarło się tylko w domu.
Były też wielkie i grube bloki czekolady i marcepanu z których mama z ciotkami robiła nam potem przeróżne czekoladki.

No i rzecz jasna pochody pierwszo majowej z których pamiętam chęć posiadania własnej flagi, i akademie szkolne z okazji dnia kobiet, i dnia matki z obowiązkową obecnością! 

Dziadziu jeździł uwielbianą przez nas syrenką, w mroźne dn iwypychał buty gazetą w ramach ocieplenia ich, a ciotki z uporem maniaka robiły sobie na głowy baranki to jest trwałą. 

U babci zawsze w łazience stała Pani Walewska, a w tle leciały przeboje z magnetofonu Unitra.
Sąsiadowi długo nie mogłam zapomnieć że po wybuchu wCzarnobylu niemal siłą ewakuował nas do domu przed nadchodzącą chmurą, a nam się wtedy właśnie tak dobrze bawiło!!

I cholerką dłuuugo bym tak mogła wypisywać, oj długo.
Bo dla mnie PRL na zawsze będzie kojarzył się z dzieciństwem, a przedmioty z tego okresu będą trochu rozczulały. 
I nie mam zamiaru komentować tutaj ustroju, ani rozważać czy teraz lepiej czy gorzej jest. Tak sobie tylko troszku powspominałam.

Poniżej parę znalezionych w sieci zabawek z tamtych czasów. Pamięta je ktoś?:)
  

 

   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz