czwartek, 22 sierpnia 2013




 Rotawirus Tymka okazał się być zapaleniem jelit.
Pobyt w pierwszym szpitalu, potem w drugim-makabra.
Nie mam ochoty tego wszystkiego opisywać- grunt że to już za nami.

Po skończonych perypetiach szpitalnych czas było wrócić do rzeczywistości.
Z racji ładnej pogody i próby pogodzenia wszystkiego nasze
życie przybrało dwa, wymieniające się warianty.

Wariant nr1.
Poniedziałek, pakuje siebie, Mamę, Tymka i wyjeżdżamy na wieś.
70 km od Krakowa, tuż przed górami. Za domem pole, przed domem las,
z boku domu las i sąsiedzi.
Cisza spokój i trylion rzeczy do zrobienia.  ( wykoszenie 32 arów, odskrobanie chałupy, wymalowanie chałupy, poplewienie w grządkach i ganianie z Tymkiem po całej działce)

W piątek przyjazd Piotra z tatą i mój samotny powrót do Krakowa.
Sobota/niedziela praca po 10/12 godzin po czym powrót na wieś.
Na tym wariancie najwięcej korzysta Tymek.
Od 7 rano do 20 cały czas na polu. I jak nie bieganie po trawie to gonienie zaprzyjaźnionego psa. Jak pies ratował się ucieczką to oskubywanie grządek z poziomek, malin i tym podobnych.

Minus? Z Piotrem praktycznie się nie widujemy. W piątek wyjeżdżałam przed jego przyjazdem, w niedzielę on przed moim

Wariant nr2.
Siedzimy w Krakowie ( kiedyś trzeba zrobić pranie i wyjść z głuszy do cywilizowanego świata)
Pobudka o 6 rano, Piotr do pracy a my, no cóż, codzienna rutyna.
Śniadanie, zabawa, spacer, obiad, spacer, zabawa i odliczanie czasu do powrotu z pracy zmiennika do opieki.
Potem chwila oddechu i… znowu Tymek. Jak już kiedyś pisałam Piotr pracuje na 2 etaty z czego 1 załatwia z domu. Na skutek tego po powrocie do domu ok. 17, zabawie z Tymkiem, gdzieś od 19 znowu pracuje. Czasem do 23, a czasem do 4 nad ranem.

Jak można się domyślić delikatnie mówiąc brak czasu na cokolwiek.
A kiedy trafia się wolna chwila zamiast pędzić do komputera idę zlec na kanapie i chociaż na chwilę zamknąć oczy.
Tak więc proszę nie potępiać mnie za nieobecność tylko zrozumieć. Ewentualnie spakować walizkę, przyjechać i trochu mnie odciążyć J

Nie chciałam wyjść w tym poście na umęczoną Matkę Polkę, ale ile, no ile można biegać z pochylonymi plecami za dzieckiem?? Nie wspominając już o czytaniu jednej ukochanej książeczki po naście razy dziennie i naśladowaniu zwierzątek ( chociaż kura, kogut i kot wychodzą mi zawodowo!!)

Na szczęście całe zmęczenie, i znużenie codzienną rutyną osładza mi widok uśmiechu z 4 ząbkami, czy też potok zagadujących mnie, jeszcze mało rozumianych słów

Solennie nie obiecuję poprawy, za to postaram się bardziej na bieżąco dawać znać co u nas, a zamiast tylko czytać Wasze posty ( co czynię regularnie) też zostawić jakiś komentarz








7 komentarzy:

  1. Zaharowanaś, to co się dziwić. Może urodzi się z czasem Wariant 3 - więcej czasu na cokolwiek. Trzymię kciuki, żeby tak się stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wariant 3: wygrywamy w totka. Piotr nie pracuje na 2 etaty, Tymek ma nianię, a ja przechadzam się po swojej willi i moim największym zmartwieniem jest ktorą książkę dzisiaj przeczytać. Oby:)

      Usuń
  2. trzymam kciuki żebyście wypracowali sobie jakieś wspólne chwile w tym zabieganiu ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspólne chwile czasem są. Dziś rano rozmawaliśmy całe 4 minuty przed wyjściem Piotra z domu :)

      Usuń
  3. O nie, ja daleka jestem od potępiania :)
    Ale byłam ciekawa, co u Was i cieszę się, że się odezwałaś :)
    Spokoju życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. ello, my młodego szczepilismy przeciw rota i działało. dalej działa. jak myśmy klęczeli przed sedesem on sobie jadł obiadek;) kurcze jak miło sie ciebie czyta ze świadomoscią, że mam to za sobą. bzuaik;)

    OdpowiedzUsuń