I już. Ochłonełam. Przyzwyczaiłam się do zmiany statusu z partnerki na narzeczoną.
Na widok pierścionka na palcu nadal się uśmiecham, ale to już podchodzi pod zboczenie jakie później wytłumaczę.
Teraz czas napisać słów kilka jak do tego doszło.
No i wspomnieć że domyślałam się że to już niedlugo.
I to od dawna.
Bo jak tu się nie domyślać, kiedy chłopisko raz że kazał sobie podać rozmiar palca, to raz, a dwa od blisko 3 miesięcy powtarzał numerek 314, który okazał się numerem pierścionka.
Trochu spodziewająca się oświadczyn przeżyłam parę wypadów na miasto, parę wypitych win przy świecach i nic.
Myśl przemknęła że intuicja mi się zestarzała i źle myślę.
W ubiegły poniedziałek w końcu poszliśmy do kina na Avatara w 3D. Film niezapomniany, dodatkowe centymetry w biodrach po popcornie pewne. Po powrocie do domu jeszcze pogaduchy, potem doszliśmy do wniosku że ze mnie istna Navi jest ( kto oglądał Avatara ten wie) Trochę podocinałam mu że zanim kupi mi pierścionek to nasze dzieci zdążą założyć rodziny, potem jeszcze piwko, i drugie, tak więc poszliśmy późno spać.
Następnego dnia bladym świtem, to jest ok. 8, obudził mnie dźwięk gramolącego się z łóżka cielska. Znaczy się chłopisko wstawał, zapewne do laptopa. I z tą myślą ponownie zasnęłam.
Po jakimś czasie obudził mnie dobiegający z pokoju obok szelest.
I zanim się nie obejrzałam chłopisko wparował do pokoju z bukietem róż, padł na kolana przed łóżkiem, wyciągnął pierścionek i zadał TO pytanie.
A ja co?
A ja kurna w wielgaśnych, wypranych gaciach od piżamy, z podpuchniętymi oczami, włosami w stanie fatalnym, i zapewne nie za świeżym oddechem. Czyli zupełnie nie tak jak w bajkach.
I co?
I zaczęłam się śmiać…
Bo nigdy nie wpadłabym na to, że właśnie tak to będzie wyglądać.
Jakiś czas temu napisałam posta o oświadczynach: http://nadnatek.blog.onet.pl/Przyznawac-sie-ale-juz,2,ID376999167,n, i każde z zaręczyn opisanych w komentarzach aż ociekało romantyzmem.
A moje chłopisko wiedziało że ja podejrzliwa jestem, i że trza mnie zaskoczyć
Udało mu się, nijak oświadczyn w takiej formie się nie spodziewałam.
I tak oto od 29 grudnia noszę na palcu ( i staram się go nie zgubić jak moja siostra/nie poniszczyć) pierścionek zaręczynowy.
Jak się potem okazało pomysłów miał kilka.
Najpierw w 1 dzień świąt. Lampki na choince, świeczka na komodzie, tylko kwiatków mu zabrakło.
W 2 dzień świąt miało być na spacerze , a kwiatki miały być świeżo wyrwane z ziemi. Ale cóż, zamiast spaceru co innego wymyśliliśmy.
Wręczenie mi kwiatów okazało się sprawą wagi państwowej, tak więc w dniu oświadczyn chłopisko o 8 nad ranem do kwiaciarni poleciał…
Ja wiem, wiem może ciężko się to czytać.
Ale z drugiej strony to prawie pierwszy i może ostatni post o zaręczynach więc dajcie mi się nacieszyć.
I wyobraźcie sobie mnie z uśmiechem od ucha do ucha---widok rzadko spotykany.
I jeszcze na fali samozadowolenia i chwalenia się na całego:
Reakcja znajomej na widok pierścionka wedle której jakos tak zawsze miałam kompleksy: ale duży ! ( momentalnie urosłam 10 cm i schudłam 15 kg)
Koleżanek z pracy: to cyrkonia? Nie brylant. Bezcenne ;)
A mama stwierdziła że powinnam go w pudełku trzymac i zakładać tylko przy Rzeczonym.
Nic z tego. Se se se
Każda ex świeżo upieczona narzeczona powinna mnie zrozumieć.
Po prostu się cieszę i już.
Pewnie zaraz wstyd mnie złapie póki chwalipiętę, więc póki co:
w tej glorii samozadowolenia i chwale zaręczyn kończę posta, cobym zbytnio nie poszalała z zadowoleniem